Wprowadzenie

W domenie wzmocnień niewielu amerykańskich projektantów jest bardziej znanych z dążenia do określonej wizji doskonałości niż Dan D’Agostino. Ponad 40-letnia historia w branży audio, która obejmuje założenie i pełnienie funkcji dyrektora generalnego i głównego inżyniera z Krell Industries (1980–2009), by następnie w połowie 2010 roku założyć firmę Master Audio Systems już pod nazwą sygnowaną własnym nazwiskiem Dan D’Agostino. Należy nadmienić, że przez cały okres swojej zawodowej aktywności D’Agostino był pionierem niezliczonych ulepszeń i rozwiązań w projektowaniu wzmacniaczy, przedwzmacniaczy, odtwarzaczy CD i procesorów dźwięku przestrzennego. Pytany o swoją obecną działalność Dan odpowiada: „Chcę tworzyć coś, co będzie brzmiało muzykalnie – co usatysfakcjonuje i przybliży mnie do wydarzenia muzycznego, które właśnie jest reprodukowane”. Nawiązując do czasów współpracy z Krell Industries stwierdził: „Tam, gdzie obecnie jestem, jest znacznie dalej niż kiedykolwiek byłem. Z Krell, nigdy dźwiękowo nie osiągnąłem tego, co zrealizowałem z Dan D’Agostino. Projekt D’Agostino jest dużo, dużo bardziej muzykalny i znacznie bliższy mojemu dźwiękowemu celowi.” Od rozpoczęcia działalności w 2010 roku jako pierwsze pojawiły się w połowie 2011 roku monobloki Momentum. Można uznać, że oferta firmy zawiera trzy poziomy produktów: począwszy od serii Progression, następnie Momentum po topowy Relentless.

Budowa

Wzornictwo Progression S350 jest niebanalne i jednocześnie charakterystyczne dla wszystkich wyrobów sygnowanych marką D’Agostino od momentu powstania firmy. Jakość materiałów i precyzja wykonania – poza wszelką dyskusją. Panel przedni przykuwa uwagę charakterystycznym dla produktów D’Agostino dużym okrągłym wskaźnikiem mocy. Wnętrze i tło wskaźnika, stylizowane charakterystycznym wzornictwem tarczy zegarkowej, nawiązującej wyglądem do wskazówek montowanych przez firmę Breguet. Podświetlany na zielono miernik pokazuje sygnał wyjściowy prawego i lewego kanału. Na marginesie: rzadko widziałem niewielki ruch wskazówek, nawet gdy Progession sterował Wilson Audio Alexx. Pod dolną krawędzią z przodu, poniżej licznika, znajduje się ukryty miękki włącznik, który pozwala wyprowadzić S350 z trybu czuwania. Minimalizm rządzi z tyłu: gniazdo sieciowe IEC, wejścia XLR i dwa elementy sterujące. Większy klawisz służy do włączania głównego zasilania, natomiast mały przełącznik wybiera tryb pomiędzy dwoma poziomami podświetlenia pokrętła lub całkowicie wyłącza oświetlenie.

Test

„Wzmacniadełko” dotarło do mnie w chwili kiedy byłem w okresie przejściowym bez właściwego pieca do Wilson Audio Alexx. Bardziej z konieczności zadania tego podjęły się monobloki McIntosh MC 501 w oczekiwaniu na docelowy VTL. Początek znajomości z Progression S350 nie należał jednak do przyjemnych. A to za sprawą tego, że urządzenie przybyło do mnie fabrycznie zapakowane. Podczas pierwszych odsłuchów czuć było wydobywający się z wnętrza przez wentylowaną górną obudowę zapach „wygrzewanych” podzespołów, co w pierwszej chwili wywołało małą konsternację, czy nie dzieje się coś niepokojącego. Jednak zapach i charakterystyczny tranzystorowy nalot szybko zaczął ustępować miejsca coraz bardziej właściwemu brzmieniu wzmacniacza. Niestety dla McIntosha nokaut nastąpił w pierwszej rundzie, ale nie przygniatając wyłącznie brutalną siłą za sprawą masy decybeli, ale postawił na finezję, kulturę i spójność bez epatowania tanim efekciarstwem. Kiedy szukałem krótkiego określenia na brzmienie S350, do głowy przychodziło mi jedno: precyzja. Wszystko co słyszałem, było najeżone szczegółami do tego stopnia, że momentami muzyka wydawała się bezduszna. Ale to tylko pierwsze wrażenie kiedy wzmacniacz nie był jeszcze optymalnie wygrzany. Najwyższe częstotliwości mogą się wydawać czasem zbyt konkretne, ale nigdy nie prowadzą do ostrości i nie udało mi się jednoznacznie stwierdzić,że coś grało za ostro. Kończyło się zawsze na wrażeniu, ale myślę że zwolennicy lampy nie kupią Progression. To tranzystor z krwi i kości. Mamy fantastyczną dynamikę, właściwie bez ograniczeń: potęgę brzmienia odpowiadającą wyglądowi urządzenia. W muzyce klasycznej wzmacniacz radził sobie swobodnie , a skomplikowane fragmenty wymagające dzikiej dynamiki odtworzone zostały szybko i precyzyjnie. W muzyce rockowej i metalowej S350 czuł się jak ryba w wodzie. Perkusja została wyeksponowana z niebywałą siłą i artykulacją, a jej najniższe akcenty przy większych poziomach głośności wbijały w fotel. Bas był krótki i dosadny, do przesady wręcz precyzyjny. Więcej niż udane określiłbym budowanie sceny – dzięki sugestywnemu rozstawieniu gitarzystów w przestrzeni i dobiegającym z pewnej odległości głosom widowni (Rodrigo i Gabriela), wrażenie uczestnictwa w spektaklu było dobitne. Na płycie Dire Straits „On Every Streets” głos wokalisty Marka Knoplfera był realistyczny i wyrazisty, poza tym cały czas dominował na pierwszym planie sceny dźwiękowej. S 350 znakomicie sobie również radził w muzyce klasycznej, gdzie gęsta orkiestrowa faktura przed niektórymi urządzeniami stawia barierę nie do przekroczenia. W mocno skomplikowanych fragmentach wzmacniacz nie tracił kontroli nad parametrami reprodukowanego dźwięku. Nawet w najgłośniejszych fortissimo instrumenty blaszane były nasycone blaskiem, a prezentacja ich siły i dźwięczności mogłaby być wzorem dla innych urządzeń.

Podsumowanie

Drugie wcielenie Dan D’Agostino Progression S350 gra tak jak wygląda – bogato i drogo. Poza tym trudno mu cokolwiek zarzucić. Jeżeli nie trafia w gust fanów lamp, oznacza to, że po prostu powinni zwrócić swą uwagę na wzmacniacze lampowe. Dźwięk S350 prezentuje klasę, wyrafinowanie i bogactwo wybrzmień, o cechach których tańsze konstrukcje tranzystorowe nie oferują. Jakość wykonania , komfort obsługi dorównuje poziomowi wyznaczonemu przez najdroższe urządzenia high-end na świecie.

Recenzja i opis: Mephisto

Wykorzystany sprzęt

Wzmacniacze: McIntosh MC 501, VTL MB 1250 Wotan, Karan KA S400

Kable: MIT 350 Shotgun Evo, MIT 350 Terminator, MIT Terminator Proline, MIT 850 Shotgun Evo, MIT Oracle Shotgun Evo

Kolumny: Wilson Audio Sasha DAW, Wilson Audio Alexx

Zasilające: Transparent Audio Powerlink

Ethernet: Transparent Audio

Źródło: dCS Bartok, dCS Rossini

Podstawowe dane techniczne:

Moc wyjściowa: 350 W/8 Ohm, 700 W/4Ohm, 1400 W/2 Ohm

Zniekształcenia: 350 W: 0,015% 1kHz

Stosunek sygnał/szum 105dB

Wejścia: 2 zbalansowane XLR

Wymiary: 45.4cm x 58.4cm x 23 cm

Waga: 52.kg

Cena: 146 470zł

5 komentarzy

  1. Tak sobie myślę, co Pan może myśleć na temat marki McIntosh.

    Z jednej strony przewijają się w porównaniach monobloki MC501, z drugiej strony recenzje markę omijają.

    Czy to jednak nie to czy też na tyle dobre, że szkoda o nich pisać…

    Pozdrawiam serdecznie i dzięki za wiele inspiracji

    Zenon
    1. Nie jestem fanem McIntosha, ale to nie jest kwestia uprzedzenia do marki. McIntosh jak każda firma ma w swojej historii mniej lub bardziej udane urządzenia. Również przez wiele lat moim zdaniem wypracowała swoje charakterystyczne „firmowe” brzmienie. Co najważniejsze nie jestem teoretykiem w opinii, ponieważ byłem posiadaczem kiedyś modelu MC 300 (całkiem udany), a nie tak dawno MC 501. Ceniłem McIntosha przede wszystkim za jego muzykalność, ale pozostałe aspekty brzmienia zwłaszcza w bezpośrednim porównaniu z konkurencją wypadają przeciętnie. Na pewno jest to doskonały produkt do sprzedaży przez sklepy i salony. Ugruntowana pozycja marki, ciekawy i atrakcyjny wygląd itp. Powielenie recenzji któregoś z modeli gdzie najprawdopodobniej ukazały się już wszędzie nic nie zmieni. W tym wypadku moim zdaniem lepiej opisać urządzenia mniej znane, a często oferujące ciekawsze brzmienie i niejednokrotnie tańsze. Chociażby wspomniany w recenzji Karana KA S 400 niemiecki BMC (set M1, DAC1), który w bezpośrednim porównaniu z jego odpowiednikiem McIntosh MC 12000 najdelikatniej mówiąc okazał się urządzeniem lepszym o klasę w każdym aspekcie. Oczywiście opinia o marce jest tylko moim subiektywnym odczuciem i została wyrobiona przeze mnie na bazie tylko moich osobistych doświadczeń z McIntoshem.

      Mephisto1
  2. Do tej pory czytałem tylko, teraz jednak pozwolę sobie na drobną uwagę – otóż mimo wszystko sugerowałbym aby w tych ocenach unikać takiej nazwijmy to skłonności do „deklasacji” , która niekoniecznie musi mieć swoje odzwierciedlenie w stanie faktycznym – w końcu mamy jednak do czynienia z absolutnie różnym stanem słuchu zarówno w kontekście wieku jak i uwarunkowań genetycznych. Jeśli więc sprzęt ze stajni „Mc…” zagrał „inaczej” niż ten ze stajni „BMC” to nie oznacza wcale, że ta „różnica w klasie” dla każdego będzie „przebiegać w tę samą stronę”. Oczywiście przyjmuję deklarację skąd inąd bardzo uczciwą o subiektywnych odczuciach i osobistych doświadczeniach ale w takim razie brak tu konsekwencji , bo skoro subiektywne (…) to nie mogą one stanowić podstawy do tak ostrych/deklasujących komentarzy.

    z uszanowaniem
    Irek

    Irek
  3. To może się wypowiem. Jestem fanem Macintosha za to jak solidnie są zbudowane, ładne i dobrze grające. Jednak są urządzenia lepsze (w danej sali odsłuchowej) i to przy paru wzmakach niestety to się potwierdziło i to za niższą nawet kasę. Chociaż obecnie po podwyżkach Mcintosh wypada bardzo dobrze bo wiele modeli nie podrożało, a jeżeli to minimalnie. Wspomniany MC12000 miałem u siebie i testowałem go z VTL S200, który jest po prostu lepszym wzmakiem (u mnie!) i to w każdym aspekcie. A nie było tak, że nie dałem szansy Maczkowi. NOSy poszły w ruch i go dopieszczałem bo na tyle dobrze znałem charakter grania Mcintoshów, że wiedziałem jak dopieścić ten sprzęt lampami, aby było bardzo dobrze. Nie jeden był zszokowany jak dopieszczony malec MC252 potrafił u mnie zagrać i łoił lepsze i droższe klocki nawet na lampach 201. Są to bardzo fajne sprzęty, ale mają swoją manierę. Od razu powiem, że do Mcintoshów warto stosować kable Hijiri Million i wtedy otwiera się świetna jakość tych sprzętów (w zasadzie na dzień dobry powinny być dołączane te kable do tych wzmaków), od razu zatraca się ten typowy Mcintoshowy bas, który w mojej opinii nie jest wybitny i plastikowy. Jednak uważam, że warto w te sprzęty wchodzić bo przy odpowiednim dopasowaniu akcesoriów potrafią się odwdzięczyć i zagrać bardzo dobrze. Osobiście teraz wole VTLa, bo np. bez problemu poradziłem sobie ze wzbudzającym basem (a mam go obecnie więcej), który niestety przy maczku zawsze był obecny w mniejszym czy większym stopniu. To co dla mnie też niezwykle było istotne, że każdego Macintosha trzeba było głośno słuchać, aby pokazywał pazur, przy VTLu mogę na najniższych poziomach głośności wszystko usłyszeć (oczywiście głośniej zawsze jest lepiej), ale na tym mi najbardziej zależało. Najlepsze, ze VTLa odkryłem dzięki Faberowi, a z HiFiClubu zawsze brałem sprzęty, a oni też mają VTLa i jakoś tak nie było okazji sprawdzić. Później człowiek popróbował z różnymi modelami i im wyżej tym lepiej i taniej. Niestety teraz VTL popłynął z cenami licząc prawie 2x więcej jak kiedyś. A niestety serwis VTLa pozostawia wiele do życzenia, a przynajmniej sam kontakt z serwisem za oceanem. Od Mcintosha powinni się uczyć! Ale wracając wiem co potrafią monosy 1,25kW i złego słowa nie można powiedzieć o tym sprzęcie. Po prostu każdy sprzęt gra tak inny siak i zależy co komu tam podpasuje. Gryphon Diablo, który miałem przyjemność słuchać był ultra dynamiczny i zjadł maka 9000 na śniadanie, ale Gryphona z tym okablowaniem, które akurat miałem nie chciał bym nawet za połowę ceny – jazgotliwie grający typowy tranzystor. Po prostu się nie sprawdził. A najwięcej przyjemności dał Audio Research GSi 75 i było ewidentnie słychać, że dynamiką nie dorównuje konkurencji, ale genialnie go się słuchało z wielką przyjemnością, gdzie bas już był fakturowy i pięknie stopę było słychać. Oczywiście możliwe, że na czas tamtych testów głośniki były niedopasowane do reszty chociaż SonusFaber współpracują teraz z Mcintoshem. Więc w danym miejscu i powyżej już jakiejś tam kasy w zasadzie chyba nie można mówić, że coś jest gorsze od drugiego (zwłaszcza, gdzie jeszcze można przeprowadzać żonglerkę samymi lampami).. W zasadzie trzeba bliżej poznać i starać się dopieścić dany sprzęt. Fakt, że Gryphon nie był wygrany i też z niego waliło smrodkiem. W moim pomieszczeniu VTL zdecydowanie wygrał, ale czy u kogoś nie będzie na odwrót tego nie wiem. Nie mówiąc o tym, że jedni wolą lampy inni hybrydy, a trzeci czysty tranzystor, który mi najmniej odpowiada i z marki Macintosh szczególnie polecam hybrydy po upgradzie lampek sterujących bo naprawdę warto. Te co daje Macintosh (z reguły JJ) to śmietnik i sporo odbierają uroku maczkowi. Więc jak ktoś ma hybrydę tej firmy to polecam upgrade zrobić lamp, naprawdę sporo można zyskać i to nie są małe różnice! Więc przy takich testach warto Macintosha odpowiednio dopieścić w NOSy i Hijiri Million, a na zasilającym Takumi chociaż trzeba z zasilającym uważać bo może zrobić się zbyt analitycznie i wtedy PS Audio AC12 może być lepszym wyborem czy ze starszych Milionów. Wtedy z chęcią bym zobaczył czy DeAgostino jest lepszy od 501ek, a tak naprawdę patrząc na ceny to bardziej należało by go zestawić z MC1,25kW – DeAgostino wtedy mogło by polec. Jednak to takie gdybanie, bez bezpośredniej konfrontacji można wróżyć z fusów.

    Mephisto: Jak ten DeAgostino wypadł ze wspomnianym VTLem?

    Rafał

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *