Brytyjskiej firmy Chord nie muszę nikomu przedstawiać, wraz ze swoim konstruktorem Rob-em Watts jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek na rynku audio. Czy nowe wcielenie maluszka Chord Hugo 2, kosztującego niemal 9 300zł jest warte tej kwoty? Przekonacie się w najbliższym czasie. Wasz ulubiony i jedyny Szymonfaber odkryje wszystkie zalety i grzeszki tego przetwornika…

Chord Hugo 2 wymaga zmiany dotychczasowego toku myślenia konserwatywnego audiofila. Patrząc na to maleństwo o wadze większej czekolady w pierwszej chwili pomyślałem, że ktoś postradał zmysły żądając 9300zł. Niemniej jednak postanowiłem dać szansę nowemy przetwornikowi od Chorda. Wyjąłem z pudełka prostokątną kostkę, wcisnąłem “przycisk” power i moim oczom ukazała się iluminacja kolorów 🙂 Te kulko pokrętła w zależności od ustawienia głośności czy rodzaju wejścia zmieniają kolor. Wydaje się to nieco infantylne rozwiązanie dla dzisiejszej młodzieży w “rurkach”. Do mnie kompletnie taka forma nie przemawia. Bez instrukcji obsługi ciężko znaleźć wymagane ustawienia. Urządzenie Chorda działa z zainstalowanej baterii, można ją doładowywać z sieci. Tak naprawdę to przetwornik przenośny, do którego podłączymy telefon i słuchawki. Nie wiem tylko czy w polskich warunkach ktokolwiek odważy się używać maleństwa za prawie 10 000zł w komunikacji publicznej. Tym bardziej młodzież, dla których to astronomiczna kwota. Ilość i rodzaj wejść, wyjść jest SKANDALICZNA! Brak jakiegokolwiek klasycznego złącza cyfrowego oprócz toslink. Żeby podłączyć źródło trzeba użyć kabla z wtykiem mini USB lub przejściówki mini jack – COAX. O złączu AES/EBU czy wyjściach zbalansowanych XLR można zapomnieć. Tak ułomna funkcjonalność praktycznie wyklucza to urządzenie w poważnych systemach audio. Pomimo tego zaopatrzony w wymagane przejściówki przystąpiłem do testu.

Przetwornik Roba opiera się o logikę programowalną Xilinxa Artix7 znaną z niższego modelu Mojo. Dzięki temu konstruktor uzyskał szeroką możliwość optymalizacji brzmienia produktu bez nalotu konkretnej kości przetwornika C/A.

Pomimo maleńkich rozmiarów (patrz zdjęcie na tle dCSa Vivaldi), brzmienie pozostaje na znośnym poziomie.

Góra pasma pozostaje gładka, równa ale nie szczególnie rozdzielcza. Wysokie tony są nieco matowe i jednostajne. Brakuje właściwego wypełnienia barwowego, całość jest matowa i nieco szarawa. To taki średniak w cenie do 10 000zł, nie jest ostry jak tanie Sabre ale do wyrafinowania dobrych przetworników R2R czy nawet najtańszych starszych dCSów bardzo wiele mu brakuje. Wybrzmienia i informacje przestrzenne są okrojone z połowy informacji. Wielkość sceny dźwiękowej na dobrym poziomie ale dalsze plany zdecydowanie zbyt rozmyte i nieczytelne.

Średnica bardzo dobrze sklejona z górą o podobnym charakterze. Dźwięk wokali jest równy, wystarczająco wyrazisty ale zbyt mało barwny. Emocje a raczej ich brak przywodzą na myśl średnio udane konstrukcje wzmacniaczy klasy D. Dla mnie stanowczo zbyt szaro, zróżnicowanie barwowe pozostawia wiele do życzenia. Teoretycznie wszystko gra równo i poprawnie ale nic więcej. Stary, poczciwy Parasound ma zdecydowanie więcej wyrazistości i charakteru. Widać, że konstruktor postawił na poprawność ale za tą cenę oczekuję znacznie więcej. Denafripsy ze średniej półki Venus, Pontus wypadają znacznie ciekawiej.

Najmocniejszą stroną tego maluszka jest o dziwo bas. Pozostaje mocny, sprężysty, posiada wystarczający kontur i rześkość. Dynamika tego zakresu pozytywnie zaskakuje zwłaszcza na tle dość mdłej prezentacji pozostałej części pasma. Barwowo na przyzwoitym poziomie, bas nie jest co prawda jakoś wybitnie różnicowany ale na tym poziomie cenowym nie wypada narzekać. Najniższe partie basu pozostają lekko spłycone, nie sięga on głębin ale dzięki temu zyskuje temperament. Klasyka ujawnia jego lekko gumowaty charakter w średnim zakresie, powoduje to mniejszą od referencyjnej czytelność.

Moim zdaniem warto dołożyć środków i poszukać używanego dCSa Debussy, który góruje nad nim zdecydowanie w każdym aspekcie. Ciekawą alternatywą będą również urządzenia chińskiego Denafripsa.

Specyfikacja techniczna:
– Chipset: Xilinx Artix 7 (XC7A15T) FPGA
– Pasmo przenoszenia: 20Hz – 20kHz +/- 0.2dB
– Stopień wyjściowy: Klasa A
– Impedancja wyjściowa: 0.025Ω
– THD: <0,0001% 1kHz 3V RMS 300Ω
– THD i hałasu przy 3V RMS: 120 dB przy 1 kHz 300ohms ‘A’ ważone (5.3v)
– Stosunek sygnału do szumu: 126dB ‘A’ ważona
– Separacja kanałów: 135dB przy 1kHz 300Ω
– Moc wyjściowa @ 1kHz 1% THD: 94mW 300Ω, 740mW 33Ω, 1050mW 8Ω
– Wymiary: 130mm (L) x 100 mm (szer) x 21mm (H)
– Waga: 450g

17 komentarzy

  1. Testowałem ponad tydzień Chorda Dave, po fakcie dowiedziałem się że Chord lubi się z Cardasem, tak że Szymonie daj mu szansę, ja a raczej dystrybutor Chorda mu tej szansy nie dał.

    Pozdrawiam

    Rafael

    Rafael
    1. Rafael, temu modelowi (Hugo 2) żaden kabel nie pomoże. Cardas poprawi lekko barwę ale jeszcze utemperuje górę pasma. To jest sprzęt przenośny dla młodzieży. W poważnych zastosowaniach audio nie widzę jego przyszłości.

      Szymon
  2. Czytając powyższą recenzję mam nieodparte wrażenie to opis firmowego brzmienia Chorda. W mojej ocenie Hugo TT2 nie wnosi nic co w kwestii zasadniczej (czyli brzmienia) pozwoliłoby na oderwanie się od powyższego opisu.

    pepe
  3. Czytam te komentarze i przecieram oczy ze zdziwienia. Moim zdaniem Chord robi najlepsze DAC-i dostępne na rynku. Tyle! Mam zarówno TT2 jak i Hugo 2 i oba grają rewelacyjnie moim zdaniem. Dużo lepiej niż inne DACi w podobnej cenie. Żaden przetwornik ESS, AKM itp, nie dorównuje rozdzielczości i neutralności Chorda. Robiłem mnóstwo porównań z innym sprzętem i moje zdanie jest jednoznaczne. Pewnie trochę to jest tak na zasadzie co kto lubi, ale i tak mojemu zdumieniu po przeczytaniu komentarzy moich poprzedników nie ma końca.

    maczyk
    1. Panie Maczyk, nie żebyśmy się czepiali ale po ostatniej akcji z Voice i fake komentarzami będzie miłą odmianą jak prześle Pan kilka zdjęć systemu z wymienionymi przetwornikami. Adres email: szymonfaber.pl@gmail.com
      Zwłaszcza udokumentowanie tego mnóstwa porównań z innym sprzętem bardzo mnie interesuje.

      Szymon
  4. Szukam dla siebie zastępcy wysłużonego DAC-a C.E.C. DA53. Niestety, nie stać mnie nawet na używanego Meitnera. Raczej okolice 4 tys.
    Mój sprzęt ma ogólnie nieco zbyt analityczną, „przenikliwą” sygnaturę. AP Tempo 25, AVM Evolution V2. Szukam więc dociążonego, ciepłego DAC-a z dość zaokrągloną i łagodną górą. Problem w tym, że lampowe których próbowałem, mają wyraźne ograniczenia dynamiczne i rozdzielczościowe. Nie przepadam za lampowym typem brzmienia. Z kolei łagodne tranzystorowce w typie Shiit Bifrost 2 zbyt łagodzą i wypłaszczają mikrodynamikę, pozbawiają muzykę energii.
    Z opisów i recenzji Chord 2Qute lub Qutest byłby dla mnie idealny.
    Tylko się boję. Słyszałem Mojo i Mojo 2 i dla mnie było to całkowite nieporozumienie. Nie spełniały nawet podstawowych kryteriów. Wokale brzmiały jakby ktoś je lekko podduszał, bas był monotonny i płytki, nie było szybkości, ataku. Barwy obsuszone, wysokie łagodne ale w nadmiarze.
    A przecież prasa pełna zachwytów. Odstręcza mnie też debilna ergonomia (delikatnie mówiąc) i brak XLR (mój pre jest zbalansowany i brzmi lepiej).
    Teraz dochodzą do tego Pańskie informacje o manipulacjach dystrubutora.
    Chyba jednak zakręcę się wokół Audio GD NFB 7.28, tylko nie trawię Sabre.

    Woody

Skomentuj Tomasz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *